Specjalizacja: popiersia

popiersia

Rzeźbiarz jest jak aktor. Musi zagrać, co reżyser mu karze. Raz jest aniołem, innym razem zbrodniarzem. Nie ma dobrego spektaklu czy filmu bez białych i czarnych charakterów. Rzeźba też jest sztuką, ale kto płaci, ten wymaga. Odmówisz, nie jesteś na topie. Dlatego pod każdym pomnikiem powinno być wyryte, kto go ufundował, kto za niego zapłacił. Jak władza pomnik postawi, to ten długo nie postoi. Rzeźbiarza można oceniać tylko za to, czy dobrze wykonał swoją robotę.

Tak tłumaczy własną twórczość Augustyn Dyrda, 78-letni rzeźbiarz z Tych, jeden z najzdolniejszych uczniów mistrza Xawerego Dunikowskiego, obok Mariana Koniecznego, autora pomnika Bohaterów Warszawy, Bronisława Chromego od Piety Oświęcimskiej czy Antoniego Hajdeckiego i Bolesława Rzeczyckiego. Autor pomników Stalina, Rokossowskiego, Dzierżyńskiego, Bożka, Ziętka, Dzierżonia, Redena, Grota-Roweckiego i wielu innych postaci ze świata naszej polityki i kultury.

  • Nie mam złudzeń, że sztuka jest na usługach tych, co rządzą lub płacą – mówi Dyrda, który swoje przeżył i nikt mu na starość nie wmówi, że czarne jest białe, a białe czarne. – To co z przeszłości dziś śmieszy lub oburza moich synów, mnie w ich wieku inaczej się kojarzyło. Wojnę przeżyłem, bo malowałem hasła, których znaczenia i wagi do końca nie rozumiałem. W PRL zlecano mi prace upamiętniające głównie robotniczych i komunistycznych działaczy oraz sławiące w kraju nowy powojenny ład. Innych pomników wtedy nie stawiano. Teraz z kolei rzeźbię dla Kościoła i samorządów. Sztuka na zamówienie to propaganda. Zawsze będzie na nią zapotrzebowanie, bo człowiek najwięcej bodźców odbiera wzrokiem, a one kształtują charaktery. Politycy dobrze o tym wiedzą. Jedne pokolenia stawiają więc pomniki, inne je burzą. Tak było w każdej epoce. Nic nie jest wieczne. My rzeźbiarze też musimy się z tym pogodzić.

Niedoszły prowokator

Dyrda mieszka w skromnym domu jednorodzinnym, z dala od centrum Tych, dwa kroki od kościoła pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa, do którego bocznej nawy wchodzi się po jego działce. W niewielkim ogrodzie pod drzewami artysta wystawił kilka swoich prac, m.in. biust Rokossowskiego. Dawniej posądzono by go o prowokację: marszałek bratniego wielkiego Związku Radzieckiego i Polski w krzakach? To byłby czysty rewizjonizm. Dziś ludzie także się oburzają, że hołubi demony przeszłości.

  • Zawsze rzeźbiłem, co chciałem i kiedy chciałem, teraz to mogę nawet po kosztach własnych – podkreśla. – Moi synowie mają swoje rodziny i domy, nie muszę już zabiegać o zlecenia. Jak mi się temat spodoba, to przyjmuję go do realizacji. Dalej chce mi się rzeźbić. Na emeryturze raz właściwie tylko odmówiłem klientom. A dlatego, że zaczęli mnie pouczać, jak i co mam zrobić. To była Solidarność Górnicza z jednej bytomskiej kopalń. Chcieli sobie w cechowni powiesić tablicę upamiętniającą strajk z lat 80. Powiedziałem im krótko: jeżeli sami wiecie jak ta praca ma wyglądać, idźcie do kowala, zrobi wam taniej. Nikt wcześniej nie pokazywał mi palcem, jak mam pracować, nawet w obozie jenieckim czy w latach stalinowskich. Zawsze sam starałem się wyczuwać cudze intencje.
    Życiorys Dyrdy jest naznaczony piętnem jego pokolenia. Pochodzi z typowej śląskiej rodziny, część jej członków opowiadała się przed wojną za Niemcami, a część wraz z nim za Polską. We wrześniu 1939 r. z przerażeniem spostrzegł, że na jego ulicy w Tychach, mieszkańcy udekorowali faszystowskimi flagami większość domów. Szybko, bez nacisków. Jego też Niemcy skierowali na przeszkolenie wojskowe i w 1943 r. wcielili do Wehrmachtu w Mannheim. Nie nawojował się zbytnio, na front wysłano go dopiero w marcu 1945 r., do Jugosławii. Tam szybko trafił do niewoli. Wszyscy wtedy czekali, co Stalin zdecyduje w sprawie Śląska i Ślązaków, bo od tego też zależało, jak będą traktowani w obozach jenieckich. Jemu szczęście dopisało. Zgłosił się na ochotnika do pracy w Centralnym Szpitalu Partyzanckim w Belgradzie, sprzątał w nim garaże, a w wolnych chwilach rysował sobie obrazki i portrety kolegów. Gdy dostrzegł jego talent jeden ze strażników obozowych, to kazał mu namalować na ścianie garażu portrety Stalina i Tity oraz napisy na ich cześć: Żiveo Stalin, Żiveo Tito, Żivela Crvena Armija, Żivela Jugoslovenska Armija.
    Dzieło namalowane roztworem smoły i oleju silnikowego zobaczył komendant szpitala i zaraz powiedział o nim komisarzowi do spraw propagandy. Ten po namyśle zdecydował, żeby podobne dzieło ozdobiło jedną z wielkich ścian w centrum Belgradu. Dyrda spisał się na medal, otrzymał cywilne ubranie i mógł od tej pory nawet jadać w kantynie oficerskiej. Na początku września 1945 r. wrócił na Śląsk.
    Po wojnie ukończył najpierw szkołę malarstwa i grafiki w Bielsku-Białej, a potem z wyróżnieniem krakowską Akademię Sztuk Pięknych. Mógł zostać na uczelni, prof. Zbigniew Pronaszko proponował mu asystenturę, ale w dokumentach doszukano się notatki, że jest wrogiem narodu. Rzekomo miał kiedyś zostawić w ubikacji gazetę ze zdjęciem towarzysza Bolesława Bieruta, a na dodatek w książeczce wojskowej wpisano mu, że służył w niemieckiej armii.
  • Akurat zaczęli rozbudowywać Tychy, a ja w tym mieście miałem rodzinę i narzeczoną, więc pomyślałem sobie, że od razu znajdę tam zajęcie – wspomina. – Wtedy był boom budowlany, na wystrój plastyczny osiedli przeznaczano 2 proc. wartości takiej inwestycji. W całym kraju na skwerach stawiano tzw. tańczące pary. Ambitniejsze były dyrekcje i komitety partyjne w nowych zakładach pracy. Masowo produkowano dla nich popiersia zasłużonych działaczy partyjnych oraz robotników dostojnie stojących na cokołach. W 1954 r. zgłosił się do mnie naczelny inżynier nowo wybudowanej Huty Aluminium w Skawinie z propozycją zaprojektowania im kompozycji przestrzennej z rzeźbą hutników. Ale po pewnym czasie dyrektor huty nie zgodził się na żadne rzeźby. Huta pracowała na licencji radzieckiej, więc dowartościować mógł ją tylko pomnik Lenina lub Stalina. Stalin był wówczas modniejszy. Jego żeliwne biusty, przywożone w darze ze Związku Radzieckiego jeszcze wystawiano w holach głównych większych dworców PKP. Kto mógł się takiej propozycji sprzeciwić?

Mój Stalin był lepszy

W tym samym czasie zaplanowano pomnik Stalina dla stolicy. Miał stanąć przed Pałacem Kultury i Nauki. Zlecenie przypadło prof. Xaweremu Dunikowskiemu, jednemu z pierwszych już wtedy odznaczonych Orderem Budowniczego Polski Ludowej. Gdy Dyrda dowiedział się o tym, poprosił mistrza, aby pokazał mu swoje dzieło.

  • Lekko się rozczarowałem, mój Stalin był jak żywy, a może nawet ładniejszy niż w rzeczywistości – śmieje się Dyrda. – A profesor wykonał takiego abstrakcyjnego, topornego, kanciastego, ciosanego, wręcz niepodobnego do człowieka. Twarz jak deska wyglądała, ręce tak samo, spod biodra wychodziła mu podpórka na rękę. Mistrz żartował sobie, że to będzie nowy Bóg. On zawsze miał duże poczucie humoru. Był największym polskim rzeźbiarzem i chciał pracować dla komunistów, więc mu wybaczano złośliwości. Ówczesny minister kultury i sztuki, Włodzimierz Sokorski jednak tym razem przestraszył się. Bał się pokazać go Ruskim. Mój pomnik odsłonięto z wielką pompą w 1954 r., a prof. Dunikowskiego nie.
    Długo Stalin Dyrdy w Skawinie nie postał. W dwa lata później, po XX Zjeździe KPZR, na którym totalnie skrytykowano zjawiska kultu Stalina hutnicy skawińscy pomnik obalili, wykopali duży dół i wrzucili go do niego. Na pomniku postawili sławojkę i kto miał ochotę, to się w niej załatwiał.
    Dyrda na odsłonięciu tego pomnika nie był i gdy otrzymał za jego wykonanie 50 tys. zł, przestał się nim interesować. Za 18 tys. zł kupił sobie od razu małolitrażową „dekawkę”, o której można było wówczas tylko marzyć. Robotnik zarabiał w tych latach kilkaset zł.
  • Nie mam związku emocjonalnego z tym dziełem – od razu zastrzega się. – Nigdy do końca nie byłem zadowolony ze swoich prac. Może i dobrze, że niektórych już nie ma. Każdy twórca z tamtych lat ma swojego Stalina. Takie były czasy.
    Dyrdzie wyburzono jeszcze kilka innych pomników. W 1986 r. wykonał pomnik marszałka Konstantego Rokossowskiego dla Legnicy. Stanął on pod Klubem Oficera Radzieckiego, a gdy ten budynek w latach 90. przekazano kurii biskupiej, od razu stamtąd musiał zniknąć. Nie udało się natomiast nowej demokratycznej władzy samorządowej wyburzyć innego jego pomnika – Bohaterom Czerwonych Sztandarów w Dąbrowie Górniczej. Tak solidnie go wykonano, że podczas detonacji wyleciałby w powietrze usytuowany obok Pałac Kultury Zagłębia. Dyrda zaproponował radnym, że jeżeli nie chcą oglądać jego pracy, to niech mu zapłacą za ekspertyzę, jak mają pomnik bezpiecznie wysadzić. W obronie pomnika stanęła jednak miejscowa młodzież, bo upamiętnia on walkę robotników Zagłębia Dąbrowskiego o własną godność w okresie międzywojennym. Nazwali ten pomnik Jimi Hendrix, aby ośmieszyć tamtejszych radnych, że nie mają ważniejszych problemów do rozwiązania w mieście.
  • Zawsze znajdą się nadgorliwcy, którzy pomniki zechcą stawiać i tacy, co dla zasady będą je burzyć – tłumaczy Dyrda. – Ale nawet, gdyby teraz jeszcze bardziej starali się zniszczyć wszystko, co po wojnie powstało do czasu transformacji ustrojowej, to z dziejów Polski tego nie wymarzą, a sami przejdą do historii jako współcześni barbarzyńcy.

Odlew 400 kg

W 1971 r. u Dyrda zamówiono popiersie Edwarda Gierka. Bielski komitet wojewódzki partii chciał się zwyczajnie podlizać I sekretarzowi KC PZPR i wręczyć mu jego spiżową podobiznę na VI zjeździe partii.

  • Popiersie miało być nie większe niż 60 cm, tak aby Gierek, jak rzymski cezar, mógł je sobie postawić w gabinecie – przypomina sobie Dyrda. – W całości miało być wykonane przez miejscowe zakłady. Oddałem im model, a po pewnym czasie dyrektor gabinetu wojewody bielskiego przyjeżdża do mnie i prosi o pomoc: ratuj nas Gustlik, bo odlew waży 400 kilogramów, jak mamy go wręczyć na trybunie towarzyszowi Gierkowi? Kran czyli dźwig musieliby sobie zamówić na tę okoliczność. W dodatku towarzysz „pierwszy” miał na nosie dziurę i ucho z tyłu głowy. Zrobiłem im nowy model, odlew tym razem wyszedł całkiem nieźle, wręczyli go Gierkowi, a on postawił go sobie w swoim domu w Ustroniu. Potem dowiedziałem się, że w Gliwicach odlano jeszcze cztery takie popiersia bez mojej zgody.
    Dyrda dopiero za Gierka wstąpił do partii, a w latach 80. został nawet członkiem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach. Nie przeszkadzało mu to wyrzeźbić dla salezjanów z Oświęcimia figurę Jana Bosko, a świętego Wojciecha dla kościoła w Mikołowie. Dla Chorzowa z kolei Saksończyka, hrabiego Fryderyka Redena, którego spora część mieszkańców regionu niechętnie chciałaby widzieć na cokole.
    W Tychach przed siedzibą Wojskowej Komisji Uzupełnień odsłonięto niedawno jego nowe dzieło, popiersie generała Stefana Grota-Roweckiego, który nigdy nic wspólnego nie miał z tym miastem.
  • Gdy w kraju jest kryzys, władza zawsze stawia na propagandę – nie ukrywa zadowolenia Dyrda. – Teraz mam nowe zlecenia i to daje dużo do myślenia.

Jerzy Wiśniewski (wpis archiwalny z 2005) f: morhamedufmg / pixabay