Ciemna strona Sieci

ciemna strona sieci

Na całym świecie pierwszą linię frontu z internetowymi pedofilami stanowią nie policjanci, lecz rzesze wolontariuszy. To oni przeglądają setki tysięcy internetowych stron i informują władze o znalezionych nieprawidłowościach.

Wolontariusze zbierają także pseudonimy (tzw. nicki) osób rozsiewających w Sieci dziecięcą pornografię. Informacje wolontariuszy gromadzone są przez pozarządowe organizacje współpracujące zarówno z policją, Interpolem, jak i z operatorami internetowymi. Na ich stronach znaleźć można wiele aktualnych informacji na temat walki z pedofilią. Także najświeższe informacje o zatrzymaniu internetowych przestępców w rozmaitych krajach świata. Do najważniejszych serwisów śledczo-edukacyjnych należy z pewnością amerykański PedoWatch (www.pedowatch.org) i posiadający światowy zasięg Condemned (http://www.condemned.org). Stworzenie podobnej organizacji w Polsce wydaje się jak najbardziej celowe i pożyteczne. Jak dotąd nikt nie wymyślił bowiem skuteczniejszej formy walki z sieciową pedofilią. Zaostrzanie kar niczego tu nie zmieni.

Z serwera TP-Internet (spółka Telekomunikacji Polskiej SA) w ciągu 20 minut zniknęła pewna grupa dyskusyjna. Stało się to dzięki zainteresowaniu dziennikarza „TRYBUNY”. Grupa ta zajmowała się wymianą pornografii dziecięcej. Pedofilia i internetowa pornografia dziecięca stały się w ostatnich latach tematem niesłychanie modnym w mediach. Czasem pogoń za sensacją prowadzi do groźnych absurdów. Jeden z tygodników opisał swego czasu zjawisko prostytucji dziecięcej na Dworcu Centralnym w Warszawie. Zainteresowani mogli więc dowiedzieć się, na którym peronie „wynająć” można dziewczynki, a przy którym szalecie chłopców. Nietrudno zgadnąć, jak mogli skorzystać z tej wiedzy.


Media zgodnie domagają się przy tym zwiększenia represyjności prawa wobec sprawców czynów związanych z pedofilią. Mało kto zastanawia się nad koniecznością działań prewencyjnych, edukacją i wreszcie pomocą dla osób o skłonnościach pedofilnych. Bo ci ostatni często chcą się zmienić, a w każdym razie uwolnić się z sideł internetowo-seksualnego nałogu.

Międzynarodówka

Wokół pedofilii narosło wiele mitów – jeden z nich mówi, że dziecięce porno to przede wszystkim kontrolowany przez mafię biznes. Nie odpowiada to jednak rzeczywistości. Owszem, taki handel również istnieje, ale nic nie wskazuje na to, by był on szczególnie wielki. Mafie w niektórych krajach (państwa dawnego ZSRR, Filipiny, Tajlandia) kontrolują prostytucję nieletnich. Internet pozwolił przede wszystkim zorganizować się pedofilom z całego świata w swoistą międzynarodówkę.

Kluczem do niej jest wiedza pozwalająca znaleźć odpowiednie miejsce w Sieci. Dziś znakomita większość pedofilskiego obrotu pornografią odbywa się na zasadzie ciągłej wymiany. Mówienie o zbiorach jest tu jak najbardziej na miejscu. Język internetowych pedofilów przypomina gwarę filatelistów: zdjęcia gromadzi się w seriach, te z kolei w albumach. Wszystko to podlega wymianie. Wymieniane są także linki (czyli odnośniki) do stron internetowych o odpowiedniej treści.

Według specjalistów zajmujących się zwalczaniem dziecięcej pornografii, w Internecie krąży około miliona przedstawień erotycznych z udziałem dzieci. Żadna siła nie jest ich już w stanie z niej usunąć, a szacuje się, że co roku pojawia się ok. 100 tys. nowych fotografii i filmów. Raz umieszczone w sieci zdjęcie jest natychmiast ściągane przez setki „amatorów” z całego świata i wchodzi do wymiennego obiegu.

Wpisowe

Kolejny mit głosi, że pedofilskie miejsca w Internecie są bardzo tajne i trzeba znać wiele haseł, by się do nich dostać. Czasem bywa i tak, ale z reguły są to miejsca zupełnie jawne, tyle że skutecznie ukrywają się w Sieci ze względu na swą niepozorność. Można np. założyć stronę hodowców stokrotek. A że zawartość nie odpowiada tytułowi? O tym będą wiedzieć tylko wtajemniczeni.

Najczęstszym miejscem wymiany są różnego rodzaju grupy dyskusyjne i tzw. kluby. Szczególnym powodzeniem cieszą się te ostatnie. Klub to część dużego portalu internetowego pozwalająca dowolnie grupować się użytkownikom według ich zainteresowań i wymieniać pliki, zdjęcia etc. Klub założyć może każdy – anonimowo i od ręki.

Szczególnie dogodne dla pedofilów są reguły Yahoo – największego światowego portalu, od lat krytykowanego za zbyt słabą walkę z dziecięcą pornografią. Wygląda to tak: ktoś zakłada klub o nazwie, dajmy na to, „seks z dziećmi”. W klubie nie ma ani jednego zdjęcia. Jest za to list od założyciela: przyślij mi 10 zdjęć (tu adres mailowy), a zaproszę cię do klubu unlisted. W portalu tym każdy może bowiem założyć kluby typu unlisted i invited only. Pierwsze nie są wpisane do indeksu klubów, o ich istnieniu wiedzą tylko wybrani, dostęp do drugich możliwy jest jedynie za zgodą założyciela! Bardzo utrudnia to namierzanie i likwidowanie takich klubów. Na Zachodzie zwalczaniem dziecięcej pornografii obok policji zajmują się tysiące wolontariuszy rozmaitych organizacji. To oni wchodzą na tysiące stron dziennie i raportują władzom o znalezionych nieprawidłowościach.

Technika zaproszeń jest perfidna jeszcze z innego powodu. Wysłanie zdjęcia pornograficznego z udziałem dziecka jest przestępstwem w rozumieniu prawa każdego kraju. Ale w klubie gromadzącym samych przestępców pedofile czują się najlepiej.

Ofiary

Kim są ofiary internetowych dewiantów? Ponownie potoczne wyobrażenia okazują się fałszywe. W większości (ok. 70 proc.) są to chłopcy. Wiek 0 – 15 lat. Dominuje grupa 8 – 12-latków. Dziewczynek jest mniej, ale materiały z ich udziałem są z reguły bardziej drastyczne. Zdaniem policjantów w ostatnich latach nastąpiła zasadnicza zmiana pedofilskiej geografii. Obecnie zdjęcia i filmy pochodzą w większości z Rosji i dawnych republik ZSRR, choć jeszcze kilka lat temu dominowały zdjęcia z Dalekiego Wschodu, głównie z Filipin.

Według kryminologów jest kilka powodów takiego stanu rzeczy. We wszystkich przestępstwach seksualnych obowiązuje zasada, że sprawca i ofiara są niemal zawsze tej samej rasy. A pedofilami w Internecie są w większości ludzie biali. Po drugie: w byłych krajach ZSRR istnieje wielotysięczna rzesza „dzieci niczyich”, pozujących do zdjęć za wino lub narkotyki. Specjaliści zgodnie oceniają, że w ostatnich dwóch latach rosyjska policja uczyniła kolosalne postępy w zwalczaniu internetowej przestępczości. Obecnie Federacja Rosyjska posiada nawet system stałego nasłuchu elektronicznego podobny do sławnego amerykańskiego Echelonu, który używany jest także do kontroli Sieci.

Odbiorcy

Odbiorców pornografii dziecięcej podzielić można z grubsza na cztery grupy: sprawców, oglądaczy, marzycieli i… ludzi świeżo podłączonych do Internetu. Tych ostatnich jest zresztą najwięcej. W rozumieniu początkującego internauty odnalezienie zakazanej pornografii jest dowodem własnej sprawności w poruszaniu się po wirtualnym świecie. Na szczęście większość z nich szybko znajduje strony bardziej zgodne z własnymi zainteresowaniami.

Najgroźniejsi są pedofile czynni. To oni sporządzają zdjęcia i filmy, gwałcą i molestują dzieci. U wielu (choć nie u wszystkich) pedofilia ma związek z biologicznymi zmianami w mózgu. Nauka nie zna dotąd przyczyn takiego stanu rzeczy ani sposobu skutecznego leczenia. Szczególnie odrażającą i najgroźniejszą podgrupą są czynni pedofile o skłonnościach sadystycznych. Zdjęcia – efekty ich dewiacji, również bywają zamieszczane w Internecie. Są to rzeczy wstrząsające i trudne do zapomnienia. Paradoksalnie – Internet czasami pomaga w ich ujęciu: niektórzy pokazują swe twarze obok molestowanych dzieci.

Czasami w Sieci pojawiają się osoby budzące prawdziwe przerażenie. Kiedyś w jednej z obserwowanych przeze mnie australijskich grup pojawił się człowiek ślący dziesiątki pozornie niewinnych zdjęć ze szkolnego basenu. Wszystkim chłopcom dorysowywał na komputerze strzały i noże wbite w serce.

Bardzo trudno określić profil typowego pedofila. Z reguły jest to mężczyzna po czterdziestce. Ale bywają też i dwudziestolatkowie. Często są to osoby prowadzące samotniczy tryb życia. Ale bywają szefowie firm i ojcowie wielodzietnych rodzin. Rysem charakterystycznym dla pedofilii internetowej jest dość wysoka średnia wykształcenia sprawców. Ale wynika to raczej z faktu, że ludzie gorzej wykształceni rzadziej umieją się posługiwać komputerem.

Specyficzną tylko dla Internetu formę molestowania dzieci uprawiają pedofile występujący w kanałach dyskusyjnych typu chat (IRC, ICQ, Gadu-Gadu etc.) Występują tam jako dzieci, starając się skierować rozmowę na erotyczne tory. Znane są przypadki uwiedzenia w ten sposób nieletnich. Tego typu przestępczość jest bardzo trudna do wykrycia. W USA zwalczają ją policjanci-psychologowie, którzy sami wcielają się w rolę dzieci.

Oglądacze stanowią zapewne cichą większość odbiorców dziecięcej pornografii. Sami nie krzywdzą dzieci, ale część z nich może stać się prawdziwymi pedofilami. Ciągłe obcowanie z pedofilnymi obrazami i osobami o tego typu zainteresowaniach prowadzi do stopniowego rozluźnienia hamulców, takich jak normy religijne, społeczne, czy wreszcie strach przed karą. Na tym między innymi polega szkodliwość dziecięcej pornografii. Wielu aresztowanych za gwałty pedofilów zeznawało, że ich „kariera” zaczęła się właśnie od oglądania.

Marzyciele to szczególnie ciekawa i barwna z poznawczego punktu widzenia grupa. Jak dotąd nie doczekała się szerszego opisu w polskiej prasie. W Internecie występują głównie jako ruch boylovers. Jest to dobrze zorganizowana międzynarodowa społeczność mężczyzn gustujących w dojrzewających chłopcach. W przeciwieństwie do pedofilów boyloverzy (B-L) deklarują obrzydzenie dziecięcą pornografią i na ich stronach nie znajdziemy jej na pewno. W efekcie serwery B-L działają zupełnie legalnie. Mieszczą się na nich dziesiątki pedofilskich magazynów i czasopism w różnych językach, także po polsku. B-L deklarują miłość do chłopców w sensie duchowo-platonicznym. Posługują się specjalnym „kodeksem etycznym”, który co prawda dopuszcza możliwość kontaktu seksualnego z dzieckiem, ale tylko z dzieckiem „w odpowiednim wieku”. Z reguły serwisy B-L pełne są porad prawnych, opowiadań, wspomnień z dzieciństwa. Chętnie odwołują się do tradycji antycznej Grecji. Istnieje także zorganizowany, choć na mniejszą skalę, ruch girllovers.

To, co uderza w internetowych rozmowach z B-L (zarówno z krajowymi, jak i zagranicznymi), to fakt, że niemal wszyscy w życiu prywatno-zawodowym mają kontakt z dziećmi. Są więc nauczyciele, instruktorzy harcerscy, jeśli trafi się student, to z góry wiadomo, że będzie prowadził kolonie. Szczególnie liczną grupę zdają się stanowić… nauczyciele informatyki. Czy nauczyciel o takich skłonnościach stwarza zagrożenie dla swych podopiecznych? Niekoniecznie, choć istnieje prawdopodobieństwo, iż osoby z grupy boylovers „awansują” do szeregów prawdziwych pedofilów. Swoistą ciekawostką jest bardzo sentymentalna polska strona B-L zawierająca m.in. cytaty z Biblii i przedruk wstrząsającego artykułu z „Gazety Wyborczej” o chłopcu, który umierał na raka. Bardzo ciekawe są też wypowiedzi w polskiej grupie dyskusyjnej dla „miłośników chłopców”. Jeden z jej uczestników, jak sam podaje – student, został uznany za zboczeńca i wyrzucony z gabinetu… psychiatry.

Polscy pedofile zupełnie nie wiedzą, gdzie i do kogo mogą zwrócić się o pomoc. Nie ufają lekarzom, nie mówiąc już o księżach, czy rodzicach. Dla wielu znajomi z Sieci stają się zastępczą rodziną. Podobnie jest na Zachodzie, ale tam od lat działają setki poradni dla pedofilów, prowadzonych niekiedy przez Kościoły (z Kościołem katolickim włącznie) oraz niezliczona liczba grup samopomocy zbliżona charakterem do naszych grup AA.

Zbieżność metod nie jest zresztą przypadkowa. Pedofile są też w pewnym sensie ofiarami dziecięcej pornografii. Psychologowie od dawna zwracają uwagę na efekt spirali, jaki towarzyszy osobom uzależnionym od pornografii. W miarę postępów choroby (gdyż jest to taka sama choroba, jak uzależnienie od alkoholu, czy hazardu) następuje wzrost potrzeb, prowadzący do degeneracji osobowości, a osoby o słabszym charakterze prowadzący prosto na drogę przestępstwa.

Biznes

Internetowy obrót dziecięcą pornografią jest także dużym i złożonym biznesem. Złożonym, gdyż bardzo często transakcje nie polegają na prostej zasadzie kupna i sprzedaży. Oczywiście istnieje i taki handel. Dotyczy głównie kaset z filmami wideo. Importowane z Rosji kosztują ok. 150 – 200 USD. Pojawiają się też płyty z kolekcjami zdjęć, kwestią najbliższych miesięcy wydaje się wkroczenie na rynek filmów DVD, do sklepów trafiły już przecież domowe nagrywarki. W Sieci działają także agencje zajmujące się organizacją turystyki dla pedofilów.

Osobnym tematem są mnożące się jak grzyby po deszczu tzw. lolitacomy, czyli komercyjne serwisy ze zdjęciami nagich dziewczynek i chłopców. Lolitacomy działają zupełnie legalnie opierając się na skądinąd pruderyjnym amerykańskim ustawodawstwie, wedle którego wizerunek nagiego dziecka bez dodatkowych aspektów seksualnych pornografią nie jest. Prawo to może wydać się dziwne, ale w istocie jest zrozumiałe – bez niego w Stanach nie wolno byłoby na przykład pokazywać zdjęć z… barokowych europejskich kościołów wypełnionych nagimi aniołkami.

Grasujący w Sieci pedofile sami stają się ofiarami przestępców internetowych. Bardzo często zdjęcia lub filmy można nabyć tylko płacąc kartą kredytową. Wiele witryn żąda podania jej numeru w celu „sprawdzenia pełnoletności”. Kto raz poda taki numer, może pożegnać się już i z kartą, i z pieniędzmi na koncie.

Problemów z gotówką zdają się nie mieć za to sprytni oszuści oferujący rozmaite „drastyczne” zdjęcia z udziałem dzieci. Po kliknięciu w baner z taką ofertą przenoszeni jesteśmy automatycznie w najdziwniejsze miejsca internetowe nie mające nic wspólnego z treścią ogłoszenia. Na tym polega cała sztuka – osoba używająca pedofilii w roli wabika otrzymuje od jednego do kilku centów od każdego klienta nagonionego np. do internetowego sex-shopu. W ciągu jednego dnia takich przeniesionych amatorów zakazanych wrażeń mogą być tysiące.

Pedofile.pl

Wbrew wielu alarmistycznym tytułom prasowym Polska nie wydaje się być na razie krajem szczególnie narażonym na internetową przestępczość związaną z pedofilią. Powodem jest głównie… internetowe zacofanie.

Polski Internet jest też za mały, by móc się w nim skutecznie schować. Nasza policja wykryła dotąd jedynie kilka tego typu spraw, które media relacjonowały najczęściej w mocno przejaskrawiony sposób. I tak w 1997 roku odkryto internetowych pedofilów w Tarnowskich Górach. Był to pierwszy taki przypadek w kraju, a o sprawie informowała nawet CNN. Szajka składała się z czterech 19-latków, z których jeden, nie za dobrze znający angielski, połączył się ze szwedzką grupą dyskusyjną poświęconą wymianie zdjęć małych dzieci. Okazało się, że była to grupa dla rodziców chwalących się urodą swych bobasów, do której członek śląskiej szajki, pod własnym nazwiskiem wysłał kilka ostrzejszych zdjęć ściągniętych z Sieci. Szwedzi zawiadomili swoją policję, ta z kolei naszą. W efekcie nasz „pedofil” dostał 9 miesięcy w zawieszeniu na 2 lata.

Najpoważniejszy, jak dotąd, przypadek wykryto w Ząbkowicach Śląskich. Dwóch mężczyzn prowadzących sklep wędkarski zorganizowało zakodowaną witrynę internetową zawierającą wyjątkowo drastyczne materiały. Istnieje poważne podejrzenie, że część filmów sporządzono w Polsce. Śledztwo w tej sprawie jeszcze trwa.

Ale nawet przypadek ząbkowicki wydaje się drobny w porównaniu z całymi sieciami pedofilskimi wykrytymi w ostatnim czasie w Anglii i USA. Polscy policjanci zdają sobie jednak sprawę, że wraz z informatyzacją kraju i wobec barku jakichkolwiek programów terapeutyczno- prewencyjnych, tego typu grupy przestępcze mogą szybko pojawić się także i u nas.

Zdjęcia, które obejrzeliśmy na stronach internetowych były zbyt drastyczne, by je publikować na łamach „Magazynu”.

(wpis archiwalny z 2002r.) f: geralt / pixabay